Święte i szczodre wieczory... czyli o hojnym obdarowywaniu czasem tych, których kochamy


     Zebrani domownicy i rodzina koło ogniska, przy którym kilka pokoleń zwyczaj stary zachowywało, słuchali opowiadań starców o czasach dawnych, o tym świecie uroków i dziwów. Tradycja często więc tysiącletnia w te długie zimowe wieczory utrwalając się w pamięci młodych pokoleń, robiła z nich nowe ogniwa nowego i starego łańcucha. Opowiadanie starych podań i baśni, i pogrążenie myśli w świecie, który nazywamy przeszłością, przerywały często śpiewy nabożnych pieśni, podnoszące mimowolnie ducha wieśniaków do uczuć szlachetnych i prawych, do Boga, który jak był przeszłości, tak i przyszłego ziemskiego życia miał być Panem...” (Zwyczaje ludu z okolic Tykocina i Bielska).


       Sługa Boży kard. Stefan Wyszyński powiedział kiedyś: "Ludzie mówią - <<czas to pieniądz>>. Ja mówię inaczej - <<czas to miłość>>. Pieniądz jest zni­komy, a miłość trwa". Czas, trwanie - to miłość. Miłość to po prostu obecność. Nie istnieje brak czasu - istnieje brak miłości. Nie istnieją palące obowiązki - istnieje brak miłości. Nie istnieje zmęczenie - istnieje brak miłości. Nie grzebmy miłości tylko dlatego, że nie mamy czasu, czy wydaje nam się, że tak jest...
      Widzimy dobrze, że korzystając z tej prostej, ale zarazem głębokiej definicji trudno o miłość ze znakiem jakości w naszych rodzinach, wspólnotach, miejscach, w których żyjemy. Jednak można coś z tym zrobić. Można, a nawet trzeba: najpierw zastanowić się i przypomnieć jak to było dawniej by potem jak mądry ojciec z Biblii "ze starej skrzyni wydobywać rzeczy stare i nowe". Jak w tekście br. Tadeusza Rucińskiego, redaktora naczelnego Anioła Stróża oraz Sygnałów Troski...
         Zachęcamy do przeczytania oraz do wprowadzenia w życie postulatów zawartych w poniższych słowach.  
Noc odbiera nam sen, dzień – pochłania praca.
Zachowajmy choć sobie wieczory.
            Ponoć cierpiący na samotność ludzie, wieczorami zerkają do cudzych okien, tęskniąc jakby za ciepłem ich świateł. Jednak kiedy uważniej popatrzy się w te okna, to w większości z nich błyska zimne światło telewizorów albo - w tych ciemniejszych - domyśleć się można magicznego blasku komputerowych monitorów. W ilu z tych domów ludzie siedzą w kręgu przy stole, patrząc sobie w oczy, słuchając siebie i opowiadając coś sobie? O wspólnym śpiewie chyba już nikt nawet nie marzy. Jeśli więc to tak rzadko się zdarza, to czy jest to już tak zapomniane, że niepotrzebne? A zatem nie patrząc sobie uważnie w oczy, przestajemy zważać na siebie. Nie wsłuchując się w swoje głosy, głuchniemy nawet na czyjś krzyk lub płacz. Pozostaje nam coraz słabszy wzrok zahipnotyzowany przez ekran lub monitor, uszy głuche na żywe głosy lub zatkane słuchawkami, no i nieme usta. Monady bez okien – tak to ktoś określił – wśród których obcość płynie całymi rzekami. 
  
            Tak kiedyś nie było – powiedzieliby nam przodkowie. – A jak było? Różnie, ale bliżej siebie, bardziej swojsko, jaśniej i cieplej, choć świateł i pieców było mniej. Warto byłoby w tym czasie wspomnieć - dawniej dobrze w Polsce znane, a dziś już zamierające - „święte wieczory”. Wspominają je czasem najstarsi z nas, a przeczytać o nich można u Oskara Kolberga czy Zygmunta Glogera, który o wieczorach między Wigilią Bożego Narodzenia a Wigilią Trzech Króli tak pisze:

          „Zebrani domownicy i rodzina koło ogniska, przy którym kilka pokoleń zwyczaj stary zachowywało, słuchali opowiadań starców o czasach dawnych, o tym świecie uroków i dziwów. Tradycja często więc tysiącletnia w te długie zimowe wieczory utrwalając się w pamięci młodych pokoleń, robiła z nich nowe ogniwa nowego i starego łańcucha. Opowiadanie starych podań i baśni, i pogrążenie myśli w świecie, który nazywamy przeszłością, przerywały często śpiewy nabożnych pieśni, podnoszące mimowolnie ducha wieśniaków do uczuć szlachetnych i prawych, do Boga, który jak był przeszłości, tak i przyszłego ziemskiego życia miał być Panem...” (Zwyczaje ludu z okolic Tykocina i Bielska).

           Czy stać byłoby nas na jakąś formę powrotu do czegoś tak ludzkiego, rodzinnego, ale i Bożego? Jeśli dajemy sobie narzucać popkulturowe przeszczepy obcych i pogańskich tradycji, to czy nie lepiej sięgnąć do własnych korzeni i czegoś uśpionego w genach? Tak naprawdę, to my tego coraz bardziej potrzebujemy w naszych eleganckich, ciepłych, lecz umierających domach i w zamierających sercach. To już się tu i ówdzie dzieje, czy to w postaci kolędowych wieczornic, jasełek, czytania i słuchania Bożenarodzeniowych opowieści, pięknych polskich legend, wierszy i baśni. I to nie tylko w parafialnych salach, ale w domach, w rodzinach, między sąsiadami. Milczą o tym w telewizji, ale „prawdziwe życie dzieje się gdzie indziej.” Coraz więcej miast ma swoje Orszaki Trzech Króli z barwnymi postaciami Trzech Mędrców w jasełkowym otoczeniu i scenografii, wędrujące ulicami, śpiewające i dokazujące. Dlaczegoż nie może też dziać się coś wyżej wspomnianego w naszych domach, szczególnie w Wigilię Trzech Króli, który to wieczór przodkowie nazywali„szczodrym”, bo nie tylko dzieci obdarowywano wtedy pieczonymi specjalnie rogalami zwanymi „szczodrakami”. A były te rogale (gdzie indziej pierogi) z różnym nadzieniem – bogatym, słodkim, pikantnym, ale i biednym, zależnie, jak się komu powodziło w danym roku. Ważne było to wzajemne obdarowywanie się i świętowanie pamiątki owych mądrych i hojnych Trzech Darczyńców w ich naśladowaniu. Ów „szczodry wieczór” kończył „święte wieczory” w Bożenarodzeniowej radości, nastroju i wystroju, biblijnym i literackim odtwarzaniu tamtych scen, wydarzeń i przeżyć, boć przecież w tym się zawiera świętowanie, które ma pięknie poruszyć i umysł, i serce, i duszę wespół z innymi.
                Patrzcie więc, co dobiera nam sztuczna i coraz bardziej obca nam popkultura – bo i wiarę, i polską swojskość, i stare tradycje, i rodzinność, no i wieczorowo-świąteczny czas, który może być i święty, i szczodry, i dobry, i Boży.
       Nie pozwólmy na to i odbierajmy, co nasze, chrześcijańskie i życiodajne. „Odpocząwszy chwilę na ziemi, dusze nastawiają się na górny lot” – pisała Zofia Kossak o misteriach jasełkowych. A drzwi naszych domów, które nawiedziła radość, pieśń, ksiądz po kolędzie i tchnienie świętych zdarzeń, niech określone zostaną święconą kredą tymi trzema literami, które według jednych oznaczają legendarne imiona Mędrców, czyli Kacper, Melchior i Baltazar, a zdaniem innych oznaczały błogosławieństwo: Kristof Mension Benedicat, czyli: „Niech Bóg temu domowi błogosławi”. Niech błogosławi!

Br. Tadeusz Ruciński FSC

Boże Narodzenie 2017 - życzenia komendanta głównego hm. Pawła Chwiłkowskiego


     Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, [z tego], co się stało. W Nim było życie, a życie było światłością ludzi,  a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła. J 1, 1-5
     Niesienie Słowa oraz Światła dla tych, którzy potrzebują najwięcej naszej uwagi czyli dzieci, jest harcem, zadanym nam przez Boga. Życzę wszystkim Skautom Króla wypełnienia tego zadania.
     Życzę Wam również w Święta Bożego Narodzenia, doświadczenia obecności Pana w rodzinach, by Jego obecność przepełniała nasze świętowanie, życzę Wam również by miejsce przy stole wigilijnym, które zwyczajowo pozostaje wolne, zostało zajęte przez kogoś, kogo Bóg pośle do Was…
    Błogosławię Wam
hm. Paweł Chwiłkowski
komendant główny SK

Uroczyste przekazanie Światełka Betlejemskiego Prezyntowi RP





        W dniu 18 grudnia 2017 r. komendant główny SK hm. Paweł Chwiłkowski uczestniczył w uroczystości przekazania „Światełka Betlejemskiego” Prezydentowi RP. Jesteśmy zaszczyceni tym, że mogliśmy być obecni podczas tej uroczystości. Wydarzenie to zostało  zorganizowane przez organizacje harcerskie i skautowe RP pozostające pod protektoratem Prezydenta RP. Obecność Skautów Króla na uroczystości zawdzięczamy braciom z Royal Rangers Polska.

Pozdrawiam w Chrystusie


hm. Paweł Chwiłkowski